van Lustbader Eric - Czarne ostrze, !!! 2. Do czytania, 1.!.Thrillery

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myleskennedy.pev.pl
  • Podobne

     

    van Lustbader Eric - Czarne ostrze, !!! 2. Do czytania, 1.!.Thrillery

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     

     

     

    ERIC  VAN LUSTBADER

     

     

     

    CZARNE    OSTRZE

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

    ŚWIĄTYNIA

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

    TOKIO—NOWY JORK

    Pająk Wodny wyłonił się z niebieskawych zimowych cieni po drugiej
    stronie sadzawki niemal niezauważalnie. Bezszelestnie, jakby unosząc się
    w powietrzu, przemknął po wystających z nieruchomej wody kamieniach
    — był to widok piękny, a zarazem budzący grozę.

    Płaskie szare kamienie porastał mech, zbrązowiały o tej porze roku, ale
    wydawało się, że Pająk Wodny w ogóle nie zakłóca zimowej drzemki
    roślinności.

    Sadzawka znajdowała się w niewielkim ogrodzie o doskonałej kompozycji,
    otoczonym przez tokijskie wysokościowce, które pięły się w niebo niczym
    futurystyczny las. W ogrodzie przebywało dwoje ludzi: mężczyzna
    w ciemnoszarym prążkowanym garniturze i ciemnych pantoflach, ze
    złotym zegarkiem na ręku, oraz kobieta w jedwabnym kimonie. Mężczyzna
    stał w pobliżu potężnego głazu na szczycie pagórka porośniętego azaliami.
    Za nim, po prawej stronie, klęczała kobieta z pochyloną głową,
    śnieżnobiałymi dłońmi złożonymi skromnie i zamkniętymi oczami. Zdawało
    się, że tak jak azalie zapadła w hibernacyjny sen. Przed nią stała czarna
    taca z laki, zastawiona akcesoriami niezbędnymi do cianoju — ceremonii
    parzenia herbaty. Srebrne kimono Japonki żarzyło się w bladych promieniach
    słońca, a czerwone i czarne pióra wyhaftowanych feniksów drżały z każdym
    jej ruchem.

     

    9

    Naoharu Nishitsu był wysportowanym, dobrze zbudowanym mężczyzną
    po sześćdziesiątce. Miał schludny wąsik i krzaczaste brwi, a tęczówka jego
    prawego oka była całkowicie biała; nie mlecznobiała, jak czasami widuje
    się u niewidomych, ale o perłowym połysku.

    Za plecami Nishitsu i jego towarzyszki wznosił się jeden z budynków
    klubu „Zakazane Sny". Tam, w wysłanym tatami pokoju, kryli się
    mężczyźni w ciemnych garniturach i przeciwsłonecznych okularach. Bez
    wątpienia mieli nie zarejestrowaną broń, a ich twarze napiętnowane były
    tym morderczym wyrazem, który cechuje wszystkich ludzi do wynajęcia.
    Nishitsu nigdy nie rozstawał się z zespołem ochroniarzy, nawet tutaj,
    w „Zakazanych Snach", gdzie jego słowo było prawem.

    Mówiono, że człowiek ten nigdy nie podnosi głosu, ale właściwie nie musiał tego robić; jego gniew manifestował się fizycznie. Był częścią jego
    zastraszającej pozy. Ale trzeba przyznać, że Nishitsu nie brakowało siły:
    można ją było porównać z siłą grawitacji wokół czarnej dziury.

    — Wezwałeś mnie, więc przyszedłem — powiedział Pająk Wodny,
    gdy stanął na pagórku.

    Nazywał się Mizusumashi Kafu i nosił przydomek „Pająk Wodny", ale
    przyjaciołom i wrogom znany był jako Suma. Miał twarz drapieżnego
    ptaka, grasującego, jakby nie obowiązywały go prawa grawitacji, szpakowate
    włosy, skórę ogorzałą od słońca i wiatru. Pod krzaczastymi brwiami kryły
    się oczy, które wyglądały jak dziury w twarzy, ponieważ nigdy się nie
    poruszały, jednakże rejestrowały wszystko, co znajdowało się w ich zasięgu.

    Suma ubrany był w czarne spodnie, buty na cienkich jak papier
    podeszwach i dopasowaną czarną bawełnianą koszulkę, która podkreślała
    muskulaturę ciała. Doskonale potrafił maskować towarzyszący mu ciągle
    niepokój. Suma był bardzo drobny, nawet jak na Japończyka. Nie cierpiał
    z tego powodu; niewielki wzrost uczynił atutem, dzięki któremu
    w bezpośredniej konfrontacji zyskiwał przewagę. Zdaniem Nishitsu,
    przeciwników Pająka Wodnego wyprowadzała w pole jego krucha, niemal
    kobieca sylwetka. Sumę cechowało rzadkie połączenie koba — chęć
    doświadczania duchowych aspektów męskości i ninkyo — osobistego
    kodeksu honorowego. Ninkyo zdecydowanie różniło się od zachodniego
    pojęcia sprawiedliwości, bezosobowej i obiektywnej; zależało całkowicie
    od jego stosunku do Stowarzyszenia Czarnego Ostrza.

    Rytuał picia herbaty był długi, skomplikowany, a jednocześnie odprężał,
    bardziej bowiem niż wszelkie słowa potwierdzał szacunek, jakim darzyli

    10

    się uczestniczący w nim mężczyźni. Pająk Wodny nie przywiązywał
    nadmiernej wagi do towarzyskich niuansów, jednakże tak samo jak
    Nishitsu rozkoszował się ceremonią. Potrafił również docenić zręczne,
    precyzyjne ruchy kobiety, która przyrządzała herbatę, podawała ją,
    przemykając w strojnym kimonie niczym oszałamiające origami, i w mil-
    czeniu czekała na opróżnienie filiżanek, by napełnić je ponownie. Zazdrościł
    Nishitsu; nienaganna postawa kobiety w tych nowoczesnych czasach była
    rzadkością.

    —              Toshin Kuro Kosai, Stowarzyszenie Czarnego Ostrza, wita cię
    z powrotem w swoim gronie, Suma-san. — Nishitsu odstawił filiżankę.

    Suma schylił głowę odrobinę niżej niż Nishitsu, okazując w ten sposób
    wymagany szacunek.

    —          Wezwałeś mnie — powtórzył. — Coś się stało.

    —          Rzeczywiście, coś się stało.

    Czy człowiek z zewnątrz uwierzyłby w moc przyczajoną w tej świątyni
    niczym duch szeptu? — pomyślał Nishitsu. — My, jądro stowarzyszenia,
    mamy dar, który pozwala rozsnuć sieć nieograniczonej władzy, a działające
    z ukrycia Toshin Kuro Kosai bez przeszkód dąży do podboju świata.

    Nikt by w to nie uwierzył i na tym polega nasza przewaga. Nikt nam nie
    przeszkadza, nikt się nie sprzeciwia.

    Jednak chyba nawet dla nas coś się zmieniło. Kiedyś mieliśmy dużo czasu
    — daleko więcej niż zwyczajny człowiek—na sformułowanie doskonałego
    planu podboju, podboju niewyobrażalnego dla umysłów ograniczonych.

    A teraz Czas, któremu tradycyjnie się wymykaliśmy, stał się czynnikiem
    decydującym; podkrada się do nas niczym ohydny demon, jakbyśmy byli
    zwykłymi śmiertelnikami. Implikacje są zatrważające. Wszystkie nasze
    marzenia, przez dziesięciolecia budowane w mroku tajemnicy, rozwieją
    się, gdy padniemy ścięci wielką kosą Czasu.

    Oczywiście, Nishitsu nie wypowiedział tego głośno. Rzekł tylko:

    —              Suma-san, wydaje się, że nadszedł czas, byś zaprezentował swe
    umiejętności w Ameryce.

    W powietrzu rozległ się dźwięk przypominający granie cykady, ale
    zimą przecież nie było owadów. Nishitsu zdał sobie sprawę, że to Suma
    wydał ów dziwny odgłos.

    —          Zrobię, co każesz - powiedział Pająk Wodny.

    —          Zadanie jest skomplikowane, a jego realizacja może potrwać kilka
    miesięcy.

    11

    —          Tym lepiej. - Suma wyglądał tak, jakby miał zamiar łakomie się
    oblizać.

    —          Jest pewien problem. Będziesz musiał współpracować z agentem,
    który jest już na miejscu.

    Suma zmarszczył brwi.

    —          To jest sprzeczne z ustalonymi wcześniej regułami.

    —          Odmienne czasy dyktują odmienne reguły — rzucił ostro Nishitsu.
    — Musimy się dostosować, tak jak wierzba dostosowuje się do zmian
    pogody.

    —              Hai! — Suma ukłonił się. — Zrozumiałem.

    —         Mam nadzieję, że naprawdę zrozumiałeś, ponieważ nadciąga burza.
    Okoliczności wymusiły na nas rozpoczęcie ostatniego etapu i każdy krok,
    jaki teraz czynimy, może okazać się krytyczny.

    —         Nie zawiodę cię, Nishitsu-san.

    —         Nie — powiedział Nishitsu, patrząc na pochyloną w ukłonie głowę
    Pająka Wodnego. — Nie sądzę, byś miał mnie zawieść.

    Lawrence Moravia leżał na dywanie, który kosztował więcej, niż
    wynoszą roczne dochody wielu ludzi. Nie było w tym nic dziwnego — dla
    niego dywan był symbolem, jednym z wielu, które zgromadził wokół
    siebie. Czuł, że ma obowiązek wspierania kurczącego się grona prawdziwych
    rzemieślników i artystów.

    Był miliarderem, który wszystko zawdzięczał sobie, i nauczył się, że
    posiadanie takich pieniędzy wypycha człowieka z głównego strumienia
    codzienności. Wszyscy ciągnęli do pieniędzy jak niedźwiedź do miodu.
    Przypuszczał, że nie mogą nic na to poradzić; byli uwarunkowani niczym
    psy Pawłowa, uzależnieni od narkotyku bogactwa.

    Rozprawiał się skutecznie z tymi rekinami; równie dobrze radził sobie
    ze zmieniającym się obliczem własnego interesu — inwestycjami
    budowlanymi na wielką skalę. Ze wszystkich nowojorskich superinwestorów
    jedynie on przewidział chudy okres na początku lat dziewięćdziesiątych
    i w tłustych latach poprzedniej dekady zgromadził olbrzymie rezerwy.
    „Każda zabawa ma swój kres" — brzmiało pierwsze i jedyne prawo,
    wbite mu do głowy przez człowieka, który nauczył go prowadzenia
    interesów.

    I podczas gdy inni inwestorzy żyli zaciskając pasa albo poznawali smak
    bankructwa, Moravia nadal robił pieniądze.

    12

    Pieniądze. Łatwo powiedzieć, że pieniądze nie mają znaczenia, kiedy
    człowiek ma ich tyle, ile nie zdołałby wydać przez całe życie. Ale kilka lat
    temu Moravia zrozumiał, że to, co robi, już nie rozpala w nim ognia.

    Wreszcie dostał propozycję, która niezmiernie go zaintrygowała, ponieważ
    od razu dostrzegł, że jeśli wyrazi zgodę, otrzyma tak upragnioną podnietę.
    Otóż zaproponowano mu, żeby został szpiegiem. Wiedział, czym się
    kierowano: był człowiekiem doskonale nadającym się do tego typu,,
    działalności. Prowadził nieszkodliwy interes, spędził wiele lat w Japonii,
    miał tam wiele kontaktów i przyjaciół, wykorzystywał japońskie techniki
    produkcyjne i marketingowe, płynnie władał japońskim oraz znał japońską
    mentalność. Poza tym był dostatecznie bogaty, by przyciągnąć uwagę
    właściwych ludzi w Tokio i tym samym uzyskać zaproszenie do „Zakazanych
    Snów".

    I oczywiście ważne było to, że znał już Naoharu Nishitsu, przywódcę
    potężnej i niewiarygodnie bogatej Liberalnej Partii Demokratycznej..
    Zrealizowali kilka wspólnych zamierzeń, dzięki którym Moravia zwiększył
    swój kapitał, a Nishitsu zdołał nawiązać kontakty w Nowym Jorku, gdzie
    w tych czasach trudno mu było samemu prowadzić interesy.

    Nishitsu był kluczem do świata, który Moravia zamierzał skrycie
    spenetrować. Nie miałby żadnych wyrzutów sumienia, gdyby jego działalność
    doprowadziła do upadku Japończyka. Nishitsu zniszczył tak wielu ludzi,
    że nikt nie potrafił zrachować ich liczby, a poza tym, kontrolując
    polityczny klimat kraju, wypaczył życie niezliczonej rzeszy innych.

    Nishitsu, tak samo jak Moravia, prowadził sekretne życie i Moravia
    został zobowiązany do wydobycia jego tajemnic na światło dzienne.
    Zadanie to niewątpliwie było bardzo niebezpieczne, ale właśnie z tego
    powodu szczególnie podniecające.

    Moravia przyglądał się, jak piękna naga Japonka — jeszcze niemal
    dziewczyna — dolewa mu drinka. Robiła to bez pytania, zgodnie z japońskim
    zwyczajem. Między innymi dlatego w czasach młodości Japonia pociągała
    go tak bardzo.

    Japonka usiadła obok niego. W maleńkim, pozbawionym okien pokoju
    stała się jeszcze jednym ze znajdujących się tam dzieł sztuki. Na jej twarzy
    widniał szczery, ale pozbawiony wyrazu uśmiech — symbol współczesnej
    Japonii. Przypomniała mu pierwszą Japonkę, jaką spotkał w Nowym
    Jorku, gdy był młodzieńcem. Tamta dziewczyna też miała świeżą cerę
    i chętnie spełniała jego najbardziej wyrafinowane zachcianki seksualne,

    13

    Pociągała go, kusiła do powrotu do Japonii, tak że prawie doprowadziła go
    do ołtarza, jednak cofnął dane słowo i od tej pory już nigdy nie zastanawiał
    się nad ożenkiem.

    Kiedyś wyobrażał sobie, że przeszkodą w nawiązaniu trwałego związku
    jest jego wielkie bogactwo. Teraz wiedział lepiej. Przeszkodą było
    sekretne życie, otwierające się przed nim jak mak, którego pocałunek
    ożywia wszelkie rozkoszne marzenia. A dla zaspokojenia jego wybujałego
    apetytu seksualnego nie było miasta lepszego od Tokio.

    Podniósł czerwony sznur z jedwabiu i owinął go wokół ręki. Drugi
    koniec przywiązany był do kostki dziewczyny. Wstał z wygodnej sofy
    i przyciągnął ją do twardego, prostego krzesła. Szarpnął i Japonka
    posłusznie usiadła twarzą do oparcia.

    Ukląkł i przywiązał najpierw jedną, potem drugą kostkę dziewczyny
    do nóg krzesła. Następnie, używając kawałków jedwabnego sznura
    o różnej długości, przystąpił do najprzyjemniejszej czynności. Kiedy
    skończył, szyja, nadgarstki, talia, piersi, oczy i otwarte usta Japonki były
    spowite ciasnymi pętlami i węzłami, które w połączeniu z gładką, jędrną
    skórą tworzyły rodzaj żywej rzeźby — równie estetycznej, co pod-
    niecającej.

    Bezradność dziewczyny — i płynące z tej bezradności zadowolenie
    — były dla Moravii magnesem, który go nieodparcie przyciągał. Wstał,
    obnażył się i położył ręce na jej ramionach. Wiedział, że Japonka nie może
    się ruszyć, nawet gdyby chciała. A oczywiście nie chciała.

    Jego dłonie, pieszcząc jej boki, przesunęły się w dół pleców i chwyciły
    ...

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl
  • Designed by Finerdesign.com