szczerbinski, ebooki, Podręczniki
[ Pobierz całość w formacie PDF ] dr Marcin Szczerbiński Specyiczne trudności w uczeniu się a dostosowanie wymagań edukacyjnych: szanse, wyzwania i niezamierzone skutki Życie społeczne charakteryzuje ogromna złożoność i nieprzewidywalność. Wszelka próba interwencji w to życie, poprawienia go niesie za sobą ryzyko różnorakich nie- przewidzianych konsekwencji. Myślę, że tak właśnie dzieje się z przepisami regulu- jącymi dostosowanie wymagań edukacyjnych. Z założenia mają one służyć osobom mającym utrudniony dostęp do edukacji – i często służą. Jednak nieraz rodzą też pato- logie, praktykę sprzeczną z oryginalnymi intencjami legislatorów i szkodliwą dla tych, którym mają pomóc. Dostosowanie wymagań edukacyjnych: obecny stan prawny w Polsce się więc do każdego ucznia. Podobnie w przypad- ku obowiązku dostosowania wymagań edukacyj- nych odpowiednio do potrzeb i możliwości ucznia. Do dostosowania wymagań obliguje nauczycie- la orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalne- go lub nauczania indywidualnego, opinia poradni psychologiczno-pedagogicznej (lub odpowiedniej poradni specjalistycznej) oraz – co istotne – sam fakt objęcia dziecka pomocą psychologiczno-pe- dagogiczną w szkole. Mówiąc inaczej, posiadanie przez ucznia orzeczenia lub opinii nie jest koniecz- nym warunkiem dostosowania wymagań! Nato- miast opinia poradni jest koniecznym warunkiem dostosowania sposobów i warunków przeprowa- dzenia egzaminu zewnętrznego , tj. sprawdzianu w ostatnim roku nauki w szkole podstawowej, eg- zaminu w ostatnim roku nauki w gimnazjum, ma- tury lub egzaminu zawodowego. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodo- wej z dnia 17 listopada 2010 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologicz- no-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach. Wymienia ono 11 głów- nych rodzajów „indywidualnych potrzeb rozwojo- Na dzień dzisiejszy (marzec 2013) kwestię do- stosowania wymagań edukacyjnych regulują bez- pośrednio następujące trzy akty prawne: Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty , która w artykule 1 „zapewnia [...] do- stosowanie treści, metod i organizacji nauczania do możliwości psychofizycznych uczniów, a także możliwość korzystania z pomocy psychologiczno- -pedagogicznej i specjalnych form pracy dydak- tycznej” Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 30 kwietnia 2007 r. w sprawie warun- ków i sposobu oceniania, klasyfikowania i pro- mowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowa- dzania sprawdzianów i egzaminów w szkołach publicznych. Dokument ten nakłada na nauczy- ciela obowiązek indywidualizacji metod pracy z uczniem odpowiednio do jego potrzeb i możli- wości. Wymóg te nie jest w rozporządzeniu obwa- rowany żadnymi dodatkowymi nakazami, odnosi 26 Biuletyn Polskiego Towarzystwa Dysleksji wych i edukacyjnych ucznia”, których zaspokojeniu służy pomoc psychologiczno-pedagogiczna. Jed- nym z nich są specyficzne trudności w uczeniu się. Definiuje także szereg form pomocy (w tym zaję- cia korekcyjno-kompensacyjne i dydaktyczno-wy- równawcze) i nakłada na szkołę obowiązek udziele- nia tej pomocy. Posiadanie przez dziecko opinii lub orzeczenia jest tu warunkiem wystarczającym, ale niekoniecznym: szkoła musi podjąć działania, gdy obliguje ją do tego opinia, ale brak opinii od tego obowiązku nie zwalnia, jeśli nauczyciel stwierdził, że dziecko wymaga pomocy. cji o mocnych i słabych stronach dziecka, oraz o tym, jak należy z dzieckiem pracować. Ich język jest często niezrozumiały, co może prowadzić do poważnych nieporozumień. Zdarzają się też ewi- dentne nadużycia, takie jak powielanie identyczne- go tekstu opinii – zmienione zostaje tylko nazwisko osoby badanej. Ponadto prawie nigdy nie pojawiają się opinie negatywne, stwierdzające brak specy- ficznych trudności oraz niekonieczność formalne- go dostosowania wymagań. Z kilku, myślę, powo- dów. Diagnosta może zostać „wykiwany” przez symulanta lub agrawanta; czasami pewnie czuje się niekompetentny, aby symulację wykryć. W sy- tuacji niepewności wystawia opinię stwierdzającą dysleksję dla spokoju sumienia, ale także spokoju gabinetu (uniknięcie konfrontacji z rozczarowanymi rodzicami). W przypadku poradni niepublicznych, dla których wystawianie opinii jest głównym źró- dłem dochodu, odmowa jest jeszcze trudniejsza. Rodzic, płacąc, oczekuje werdyktu po swojej my- śli, a diagnosta, odmawiając, ryzykuje nie tylko jego gniew, ale i utratę źródła dochodów – wieść gminna o jego pryncypialności może odstraszyć potencjalnych klientów. Zdobycie opinii psychologiczno-pedagogicznej stwierdzającej dysleksję zależy przede wszyst- kim od przedsiębiorczości rodziców. Od ich wie- dzy, że taka możliwość istnieje, ich woli podjęcia odpowiednich starań oraz – w przypadku korzy- stania z poradni niepublicznej – zasobności rodzi- cielskiego portfela. W pewnej mierze zapewne tak- że od wsparcia szkoły oraz dostępności poradni. Samo występowanie (lub nie) objawów dysleksji jest zapewne w całym tym procesie mniej istotne. Negatywny społeczny stereotyp dysleksji. Z powodu opisanych powyżej nadużyć dysleksja zaczyna być spostrzegana nie jako problem wy- magający rozwiązania, ale jako kombinatorstwo, gra nie fair. Problem dosadnie ujęła jedna z dys- kutantek na blogu Segritta.pl: „Rzesza zasłania- jących się dysfunkcją ludzi z syndromem leniwca pospolitego, który musi mieć prosto i łatwo w ży- ciu, sprawia, że ludzie zaczynają wątpić w to, że takie zjawisko [dysleksja] faktycznie istnieje” (Ga- briela, wpis 18 lipca 2012 o 14:19). To rzecz jasna na dłuższą metę szkodzi sprawie pomocy oso- Dostosowywanie wymagań edukacyjnych: nadużycia, paradoksy, nieporozumienia Powyższe przepisy uważam za potencjalnie ko- rzystne. Jak jednak wygląda praktyka? Tu pojawia- ją się problemy. Moją dyskusję ograniczę do pro- blemu dysleksji (włączając do niej dysortografię i dysgrafię), jednak przypuszczam, że analogicz- ne problemy dotyczą też dyskalkulii oraz innych rodzajów specyficznych trudności w uczeniu się. Dostosowanie wymagań to de facto przywi- lej. Swego rodzaju pozytywna dyskryminacja. W tym stopniu, w jakim dostosowanie wymagań jest przywilejem (a w każdym razie jest postrze- gane jako przywilej), może być atrakcyjne dla wie- lu uczniów i ich rodziców, którzy – słusznie czy niesłusznie – widzą „papiery na dysleksję” jako szansę na lepsze oceny, lepsze wyniki egzami- nów, czy po prostu łatwiejsze życie w szkole. Nie- uchronną tego konsekwencją są próby symulowa- nia dysleksji bądź jej agrawacji (wyolbrzymiania symptomów), w celu zdobycia owych pożądanych „papierów”. Jakość opinii psychologiczno-pedagogicznych jest często fatalna. Formalnie rzecz biorąc, kwe- stia jakości opinii oraz kwestia właściwego dosto- sowania wymagań edukacyjnych to sprawy odręb- ne. Jednak w praktyce są one ściśle powiązane: wszak opinia ma pokazać, jakie dostosowania wy- magań są właściwe. O problemach z opiniami pisałem już wcześniej (Pietras, Szczerbiński 2012). Opinie zazwyczaj zawierają bardzo niewiele konkretnych informa- Nr 1/Wiosna 2013 27 bom z autentycznymi trudnościami w uczeniu się. Demotywująca rola dostosowania wyma- gań. Dostosowanie wymagań niesie ze sobą po- kusę lenistwa. Skoro nie oceniają moich błędów ortograficznych/interpunkcyjnych/gramatycznych itd. – może rozumować uczeń – po co mam nad nimi pracować? . W skrajnych sytuacjach może to prowadzić do postawy „nie masz prawa oceniać mych błędów – jestem dyslektykiem”. Nie wiem, jak w tym względzie wygląda praktyka szkolna, więc nie chcę ferować niesprawiedliwych wyro- ków, ale przypuszczam, że nauczyciele czasami po prostu „odpuszczają” dzieciom z dysleksją pewne obszary. Jeśli tak bywa, to mamy tu smutny para- doks: osoba z dysleksją powinna pracować dużo więcej, aby zdobyć te same umiejętności, co oso- ba niedyslektyczna, tymczasem pracuje mniej – i to z powodu przepisów, które mają jej pomóc. Rzecz jasna wbrew intencjom legislatorów oraz wskazówkom ekspertów (Bogdanowicz, Adryja- nek 2004). Dostosowanie wymagań w szkole: niekorzyst- ne konsekwencje w dorosłości? Dostosowując wymagania względem ucznia z dysleksją, nie moż- na nigdy zapominać o tym, że uczeń ten opuści kiedyś mury szkoły i będzie musiał sobie radzić w dorosłym świecie pisania i czytania, w którym nie ma taryfy ulgowej. Jak napisał kolejny dysku- tant wspomnianego wcześniej blogu: „Usprawie- dliwienie na papierek, jak w szkole podstawowej, nie działa w kontaktach z klientami lub w momen- tach, gdy osiąga się deadline projektu” (Mateusz; wpis 11 lipca 2012 o 12:30). Z tej perspektywy dostosowania wymagań mają sens wtedy i tyl- ko wtedy, gdy pomagają zdobyć kompentencje konieczne w dorosłym życiu, tworzą bezpieczną przestrzeń do ich opanowania. Niestety obawiam się, że w praktyce takie mądre dostosowanie wy- magań zostaje czasami zastąpione niemądrym ich obniżeniem . Z tego powodu uczeń nie posiądzie kompetencji przydatnych w dorosłości, a które jest w stanie posiąść . Przepis odniósł skutek prze- ciwny do zamierzonego. Zbyt sztywna lub zwyczajnie błędna interpeta- cja istniejących przepisów. Rozmawiając z prak- tykami, spotkałem się ze stwierdzeniem „to dziec- ko nie ma jeszcze opinii – nic nie mogę zrobić, dopóki jej nie uzyska”. Jednak obowiązujące obec- nie rozporządzenie w sprawie zasad udzielania i or- ganizacji pomocy psychologiczno-pedagogicznej stwierdza wyraźnie, że szkoła ma obowiązek udzie- lenia takiej pomocy każdemu dziecku, które jej po- trzebuje. Zaś wspomniana lista 11 rodzajów indy- widualnych potrzeb, które szczególnie na tę pomoc zasługują, jest dość wyczerpująca; zresztą rozpo- rządzenie dopuszcza możliwość udzielenia pomo- cy psychologiczno-pedagogicznej także dzieciom z innymi potrzebami. Opinia poradni jest koniecz- na jedynie dla dostosowania wymogów w odnie- sieniu do egzaminów zewnętrznych. Spotkałem się też ze stwierdzeniem „Opinia musi stwierdzać, że dziecko ma dysleksję – nic innego. Tylko dysleksja jest uznawana na egzaminach ze- wnętrznych. Stwierdzenie innego zaburzenia (np. dyskalkulii) nie da dziecku prawa do dostosowania warunków i form przeprowadzania egzaminu”. Nie znajduję żadnego uzasadnienia dla takiego przeko- nania w rozporządzeniach ministerialnych i dorocz- nych komunikatach Centralnej Komisji Egzamina- cyjnej, stanowiących jej uzupełnienie. W kwestii dostosowania warunków i form przeprowadzania egzaminów zewnętrznych rozporządzenie mówi je- dynie o „specyficznych trudnościach w uczeniu się” i w ogóle nie wymienia konkretnych rodzajów tych trudności (dysleksji, dysgrafii, dysortografii, dyskalkulii, zaburzeń mieszanych itp.). Zapewne celowo i na pewno bardzo słusznie, gdyż nasza wiedza na temat tych zaburzeń, w tym sposób ich klasyfikacji, ciągle się zmienia. Poza tym dostoso- wanie warunków i form przeprowadzenia egzaminu nie może zależeć od przypisanej uczniowi etykie- ty, tylko od konkretnych objawów jego trudności. Mądre dostosowywanie wymagań edukacyj- nych: sugestie Nie pretenduję do posiadania rozwiązań przed- stawionych wyżej problemów; moje sugestie są tylko zaproszeniem do rozważań i dyskusji. Warto eliminować sztywne programy naucza- nia, w ramach których kryterium sukcesu jest opanowanie ściśle określonych umiejętności 28 Biuletyn Polskiego Towarzystwa Dysleksji w ściśle określonym wieku. Programy takie ro- dzą pokusę „ogrania systemu”. Zacznijmy od pytania: W jakiej sytuacji przepi- sy o dostosowaniu wymagań edukacyjnych i spo- sobów oceniania byłyby zupełnie zbędne? Myślę, że musiałyby być spełnione trzy warunki: • dobry nauczyciel – uważny na indywidualne po- trzeby ucznia, chętny i zdolny do indywidualiza- cji metod swej pracy; • hojne zasoby – czasu i środków, aby pomóc uczniowi z trudnościami; • elastyczny system kształcenia, który pozwala uczniowi kroczyć własną drogą w wybranym przez siebie kierunku. Czy istnieją systemy alternatywne? Przychodzą mi na myśl dwa. Pierwszym jest system kształce- nia wypracowany przed wiekami w cechach rze- mieślniczych, gdzie uczeń (terminator, potem cze- ladnik) pobiera naukę w warsztacie mistrza. Nauka i praca są tu nierozdzielne, ocena ma charakter nieformalny i ciągły, zaś podlegają jej praktyczne umiejętności naprawdę potrzebne dla wykonywa- nia danego zawodu. W pewnym sensie jest to sys- tem bardzo sztywny – nie pozostawia on miejsca na dostosowanie wymogów, o ile jest to sprzeczne z celem kształcenia, jakim jest zdobycie mistrzo- stwa w określonym fachu. Ale też sens tych wy- mogów jest dla ucznia oczywisty, a sam uczeń jest na ogół zmotywowany, aby im sprostać. Kiedy nie chce, bądź nie jest w stanie, musi odejść. Z drugiej strony jednak, jest to system bardzo elastyczny, gdyż chętnemu stwarza okazję stopniowego do- skonalenia umiejętności, nieustannych ćwiczeń. I bez zbędnego pośpiechu. Terminowanie u mi- strza trwa wszak długo... Oczywiście utopią byłoby proponowanie po- wszechnego przyjęcia takiego modelu kształ- cenia w dzisiejszym świecie. Niemniej może on zainspirować odnowę szkolnictwa zawodowego i ustawicznego. Odnowę jakże w Polsce potrzeb- ną! Myślę zwłaszcza o nastolatkach, którzy z róż- norakich powodów nie potrafią czy nie chcą zmie- ścić się w sztywnych ramach typowej szkoły. System, w którym młody człowiek pracuje i za- rabia, jednocześnie stopniowo zdobywając for- malne kwalifikacje w trakcie tej pracy i w bezpo- średnim związku z tą pracą, może być tu jakimś rozwiązaniem. Alternatywę oferują też ruchy „odszkolniania” ( unschooling ) lub edukacji demokratycznej, któ- re oddają kontrolę nad nauką samemu uczniowi. Przykładem tego jest angielska szkoła Summerhill, którą cechuje absolutny brak przymusu uczenia się i uczęszczania na jakiekolwiek lekcje. Uczniowie mają pełną swobodę dysponowania swoim cza- sem. Niemniej większość pojawia się często na lekcjach; ucząca się grupa tworzy się wówczas na zasadzie podobnych umiejętności i zainteresowań, nie zaś wieku. Wszelka formalna ocena czy testy wymagają każdorazowej zgody uczniów. Ucznio- Żaden z tych trzech warunków nie jest zapewne możliwy do zrealizowania w pełni – przynajmniej nie w sposób trwały i powszechny – ale do wszyst- kich można się zbliżać. Realizacji warunku pierw- szego służy odpowiednia selekcja osób do zawo- du nauczyciela – inteligentnych i empatycznych – oraz ich dobre kształcenie. Spełnienie warunku drugiego zależy w znacznej mierze od ekonomii, ale też woli politycznej: wszak nawet skromne za- soby można dzielić na wiele sposobów, przezna- czając mniejszą lub większą ich część na edu- kację (np. zatrudnianie nauczycieli terapeutów). Warunek trzeci jest szczególnie interesujący. Jak go zrealizować? Z pewnością nie służy mu bardzo formalny system oświaty – taki, w którym podsta- wowe kryterium sukcesu stanowi wynik rozlicz- nych egzaminów, a cele nauczania są rozpisane w najdrobniejszych szczegółach i przypisane ści- śle do wieku życia dziecka (poznanie wszystkich liter w I klasie, opanowanie całej tabliczki mnożenia w III klasie itd.). Im bardziej formalny system, tym trudniej się w nim odnaleźć dziecku nietypowemu. I tym większa konieczność ochrony potrzeb takie- go dziecka formalnymi przepisami, a jednocześnie tym większa pokusa „wykiwania” tego sztywne- go systemu przez wszystkich graczy: rodziców, uczniów i nauczycieli. Ujmując rzecz jeszcze ina- czej: wiele opisanych wyżej problemów wynika z faktu, że zmuszamy dzieci do uczenia się tego, czego uczyć się nie chcą – przynajmniej nie na danym etapie rozwoju. Nr 1/Wiosna 2013 29 wie tej szkoły zdają zewnętrzne egzaminy (GCSE – odpowiednik naszego egzaminu gimnazjalnego), ale tylko jeśli zechcą, i wtedy, kiedy do nich się przygotują, zgodnie z filozofią szkoły: Summerhill nie stawia sobie za cel „wyprodukowanie” określo- nego typu młodych ludzi, posiadających określone, poddane ocenie umiejętności i wiedzę. Jej celem jest stworzenie środowiska, w którym dzieci mogą same określić, kim są, i kim chcą się stać (www. summerhillschool.co.uk); polecam takze portal www.edukacjademokratyczna.pl opisujacy edu- kacje demokratyczna w jezyku polskim i przed- stawiajacy polskie inicjatywy w tym zakresie) W modelu Summerhill wiele tzw. specyficznych potrzeb edukacyjnych po prostu znika, okazując się produktem ubocznym systemu, który wciska dzieci w zbyt sztywne ramy. Inne zapewne pozo- stają – dzieci z dysleksją znajdziemy także w wol- nej szkole – ale te dzieci same poszukają pomocy, kiedy postanowią, że chcą się uczyć. Świat nie przyjmie w najbliższym czasie modelu Summerhill, zresztą może nie jest on stosowny dla wszystkich dzieci. Ale pewne elementy powyższe- go modelu da się pewnie zastosować w edukacji tradycyjnej – także pracując nad reformą polskiej oświaty. Na przykład, dać dzieciom szeroki pro- gram nauczania, w którym liczy się nie tylko czy- tanie, pisanie i matematyka. Oferować autentycz- ny wybór form nauczania (np. wspomniane wyżej różne formy szkolnictwa zawodowego i ustawicz- nego, obok standardowego liceum i technikum). Koncentrować się na nauczaniu , a nie sprawdza- niu i ocenianiu . Możliwość uzyskania pomocy należy całkiem uniezależnić od „posiadania opinii”. Pomoc przy- sługuje każdemu dziecku, które jej potrzebuje. Omówione wcześniej rozporządzenie MEN w sprawie zasad udzielania i organizowania po- mocy psychologiczno-pedagogicznej idzie tu we właściwym kierunku. Odpowiedzialność za udzie- lenie pomocy musi spoczywać przede wszystkim na szkole, która nie może się zasłaniać brakiem opinii. Choć, rzecz jasna, dobra opinia może być bardzo pomocna, pomagając lepiej określić wła- ściwe cele i formy pomocy. Taka jest jej podsta- wowa funkcja. Oczywiście, napisać, że „szkoła musi” jest ła- two, trudniej pokazać, jak ma to zrobić skromnymi środkami, którymi dysponuje. Lecz gdzie jest wola, są i sposoby. Przykładem – otwarcie szkoły na wo- lontariuszy (studentów, rodziców, emerytów), któ- rzy pracują z dziećmi, jak to się dzieje na przykład w programie Czytamy Razem (na przykład: www. ptd-lodz.com). Jeszcze inną możliwością jest zor- ganizowanie pomocy wewnątrzklasowej czy we- wnątrzszkolnej – starsze dzieci pomagają młod- szym, te z sukcesami – tym z trudnościami. Wymagania edukacyjne powinny być dostoso- wane do indywidualnych potrzeb ucznia, a nie faktu posiadania przez niego (lub nieposiada- nia) określonej diagnozy (etykiety). Wiadomo że dysleksja wiele ma twarzy – i po- dobnie jest z każdym innym rodzajem trudno- ści w uczeniu się. Z samego faktu stwierdzenia (lub wykluczenia) dysleksji (dysgrafii, dyskalku- lii, ADHD itd.) niewiele wynika. Aby właściwie do- stosować metody pracy i wymagania edukacyjne, musimy poznać szczegółowo rodzaj i nasilenie ob- jawów, a także szerszy kontekst: aktualne wymo- gi, jakie stawia uczniowi szkoła, pomoc, jaką już uzyskuje w szkole i domu, jaką realistycznie mógł- by jeszcze uzyskać itd. Fundamentalne znaczenie mają własne priorytety i preferencje ucznia – to, co chce osiągnąć i jakim sposobem. Terapeuta, któ- ry o tym zapomni i będzie próbował narzucić swą własną wizję uczniowi, poniesie klęskę. Ujmując rzecz inaczej: terapia trudności w ucze- niu się winna być terapią przede wszystkim ob- Poradnia i szkoła muszą prawidłowo ustawić priorytety swej pracy. Źle się dzieje, jeśli psycholog pracujący w po- radni poświęca czas głównie na diagnozę, zaś na- uczyciel terapeuta głównie na dokumentowanie po- trzeb dziecka. Ministerialne rozporządzenia oraz rozwiązania organizacyjne w szkole i poradni po- winny kierować możliwie największy procent ener- gii tych instytucji na próbę zmiany sytuacji ucznia: na jego nauczanie bądź terapię. Niektóre z omó- wionych wyżej rozwiązań prawnych temu służą, pozostałe trzeba zmodyfikować. 30 Biuletyn Polskiego Towarzystwa Dysleksji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmement.xlx.pl
|