szymański, literatura współczesna

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • umic.opx.pl
  • Podobne

     

    szymański, literatura współczesna

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Michał Szymański: "Spór Zbigniewa Herberta z Czesławem Miłoszem: postawy, recepcja, interpretacja". XVI Edycja konkursu, Nagroda II stopnia

    Jan Tomkowski w swoim kompendium zatytułowanym Literatura polska pisał o tym sporze
    z nieukrywanym zachwytem, że oto mamy wreszcie polemikę na szczycie, pojedynek największych
    w naszej poezji autorytetów. To co wydarzyło się na przestrzeni niecałych dwóch miesięcy (listopad
    i grudzień) 1994 roku, wryło się na zawsze w historię literatury i kultury polskiej. A wydarzyło się przecież pozornie tak niewiele. Zbigniew Herbert w kilku prasowych wypowiedziach zaatakował z niespotykaną dotychczas siłą i determinacją Czesława Miłosza, zarzucając mu brak uczuć patriotycznych, zdradę, nadmierne „komunizowanie” i wewnętrzne rozdarcie. Miłosz odpowiedział lapidarnym Oświadczeniem przedrukowanym w kilku ogólnopolskich dziennikach, które, chociaż zmyślnie skonstruowane i przekornie wymijające, bezwzględnością miejscami dorównywało wypowiedziom Herberta. Następnie przez szpalty gazet przetoczyła się fala publicystycznych polemik i komentarzy, których lektura pozostawia wrażenie chaosu i wielkiego nieporozumienia. Literaturoznawcy w tych gorących miesiącach zachowywali przeważnie przezorne milczenie, widocznie świadomi, że przedmiot sporu nie pokrywał się z przedmiotem ich zainteresowań. Ci, którzy decydowali się na pobieżną analizę (Anna Nasiłowska i Tadeusz Komendant), popełniali teksty dziwne, kto wie czy nie najdziwniejsze w ich dorobku, teksty, które na dodatek z łatwością wpisywały się w klimat politycznej zawieruchy trwającej wokół. Pył bitewny szybko opadł, ale spór Zbigniewa Herberta z Czesławem Miłoszem bynajmniej się nie skończył. Kresu nie położyła mu nawet śmierć obydwu poetów. Swoje przedłużenie znalazł w trwającym do dziś „sporze o Herberta” i „sporze
    o Miłosza”; dodajmy, że przedłużenie niewiele ma wspólnego z literaturą, natomiast bardzo wiele z jakością i kształtem zjawiska, które w kraju nad Wisłą zwykło się nazywać polityką. Tak więc pozornie nieistotne
    i drobne wydarzenia, które prawdopodobnie mało kto potrafiłby dzisiaj kompetentnie zrekonstruować, przekształciły jednych z najwybitniejszych polskich poetów (którzy na marginesie od polityki nigdy nie stronili) w „zwierzęta polityczne” i w pewnym sensie legitymizowały posługiwanie się wizerunkami Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta w celach jawnie ideologicznych. Poeci zstąpili do czyśćca i trwają w nim do dziś. Z politycznego czyśćca tak łatwo się nie wychodzi.

    Spór, który miał miejsce w 1994 roku, a który ze względu na formę nazwać można sporem publicystów, pozostawił po sobie wrażenie niejasności i szybko przemienił się w mit. Konstytutywnym elementem mitu jest powtarzana do znudzenia przy każdej okazji anegdota o włączeniu Polski do ZSRR, którego to włączenia Czesław Miłosz rzekomo w latach sześćdziesiątych pragnął i tę właśnie niecną intencję wytknął mu niemal trzydzieści lat później Zbigniew Herbert. Mit zakorzeniony w zbiorowej wyobraźni nie daje się bezboleśnie wyrwać i nie pozwala o sobie zbyt łatwo zapomnieć. Zwłaszcza, gdy wpisuje się
    w dobrze znane i utrwalone opozycyjne pary postaw, których wartościowanie zmienia się wahadłowo, często w zależności od politycznego interesu: patriota i kolaborant, prawdziwy Polak i zdrajca, światły liberał i nacjonalista, tolerancyjny kosmopolita i Polak-katolik. Mit ciężko zdekonstruować, ale bardzo łatwo poń sięgnąć, zapewniając w ten sposób nośność swoim poglądom. Obecność Czesława Miłosza
    i Zbigniewa Herberta we współczesnym dyskursie politycznym sprowadza się w dużej mierze do takiego sięgania i wprawnej żonglerki wyżej wymienionymi postawami. Przykłady można mnożyć. Kolejnymi odsłonami czyścowego sporu o poetów były perturbacje i skandale związane z decyzją o pochówku Czesława Miłosza na krakowskiej Skałce i burzliwa dyskusja, która rozpętała się po kontrowersyjnym artykule Jakuba Urbańskiego Donos Pana Cogito, sugerującym współpracę Herberta z bezpieką. Ostatnim zaś jego akordem niedawne wystąpienia grupy posłów protestujących przeciwko ogłoszeniu roku 2011 „rokiem Czesława Miłosza”. Wszystkie wspomniane gesty, z których większość stanowi przykład czystego szaleństwa, prowadzą ukrytymi nićmi do wydarzeń z 1994 roku. Tam znajdują swój zaczyn, tam mają swój początek. Sęk w tym, że spór publicystów nie narodził się w próżni, znikąd i znienacka. Aby odnaleźć jego właściwą miarę i znaczenie, należało sięgnąć o wiele głębiej.

    Praca magisterska Spór Zbigniewa Herberta z Czesławem Miłoszem: postawy, recepcja, interpretacja nie tropi konkretnych manipulacji ideologicznych, których ofiarą poeci po części jeszcze za życia padali.
    W miejscu, w którym właściwa demaskacja mogłaby się zacząć, rozprawa się kończy. Perspektywa zostaje otwarta, a możliwości dalszych, niewątpliwie pożądanych i koniecznych badań, wskazane. Głównym celem pracy było zrekonstruowanie przebiegu, ujawnienie ukrytych znaczeń i kontekstów, wreszcie wskazanie domniemanych przyczyn wieloletniego sporu, jaki wiódł Zbigniew Herbert z Czesławem Miłoszem. Starcie publicystów było wszakże tylko wycinkiem dialogu, który toczył się co najmniej przez czterdzieści lat, a dla którego wytłumaczeń poszukiwać można nawet w generacyjnych i ideowych sporach polskiego podziemia czasów wojny. W polemice z 1994 roku najważniejsze tego dialogu składniki znalazły swoje odbicie,
    w pewnym sensie urzeczywistniły się, to prawda. Ale było to bardzo często odbicie w krzywym zwierciadle, urzeczywistnienie podszyte fikcją – i o tym należy pamiętać. Rozszyfrowanie sporu publicystów nie byłoby możliwe bez oglądania go w szerszym kontekście uniwersum dialogu. Próbę takiej właśnie optyki przynosi moja praca. A ponieważ dialog toczył się w różnych rejestrach: poetyckim, eseistycznym, korespondencyjnym, publicystycznym, wprowadzone zostały różne perspektywy badawcze. Literaturoznawcza analiza samego tylko materiału poetyckiego wiązałaby się z amputacją zagadnień, które w opisywanym przez artystów świecie nie mieściły się lub poza ten świat wykraczały – zarówno w kierunku relacji osobistych, jak i uogólnień ideowych, politycznych, kulturowych, historiozoficznych. Dlatego też praca magisterska jest studium z zakresu historii kultury polskiej XX wieku, a kulturę tę ujmuje
    w dynamizmie ścierających się postaw, które manifestują się w literaturze, publicystyce, intymnych praktykach piśmiennych (listy, pocztówki, notatnik poety) oraz społecznej tychże postaw recepcji
    i interioryzacji (w tym miejscu blisko już do kategorii postawy kulturowej w rozumieniu Maxa Webera).

    Być może właściwe byłoby postawienie w pierwszych linijkach tego tekstu, bądź w pierwszych zdaniach pracy magisterskiej przewrotnego pytania o charakterze ontologicznym: mianowicie, czy przedmiot, którym się zajmujemy, istnieje? Figurujące w tytule słowo „spór” wywołuje szereg skojarzeń
    o proweniencji romantycznej (czyj spór? Naturalnie wieszczów!), ale przede wszystkim implicite zakłada, że dany spór miał miejsce, posiadał swoją dramaturgię, a jego materialne ślady pozwalają się odnaleźć, zintegrować i zinterpretować. Tutaj otwiera się próżnia, którą wyczuwali i w którą wpadali publicyści
    i komentatorzy w latach dziewięćdziesiątych. Określenie „spór” wydaje się adekwatne wyłącznie
    w odniesieniu do starcia publicystów i zawoalowanego dialogu poetyckiego, który Herbert prowadził
    z noblistą w swoich dwóch ostatnich tomikach poetyckich. Poza tym do czynienia mamy z dialogiem niezrealizowanym (obietnicą dialogu), nieurzeczywistnionym, niezamkniętym w spójnej formie, na dokładkę starannie przez protagonistów, z różnych względów, zamazywanym. Jego odkrywanie wymaga ogromnego wysiłku i ogromnej pracy – wytrwałego poszukiwania kolejnych elementów i dopasowywania ich do skomplikowanej układanki. Dialog istniał, ale był to „ukryty dialog”, jak trafnie nazwał go Aleksander Fiut.

    Czesław Miłosz trafił na listę pisarzy zakazanych w PRL na pięć lat przed debiutem książkowym Zbigniewa Herberta. Zakaz obejmował druk książek „uciekiniera” i dotykał samego nazwiska poety, które w specjalistycznych opracowaniach zastępowano peryfrastyczną formułą „autor Ocalenia”. Poeci spotkali się po raz pierwszy we Francji w 1958 roku, czyli dwa lata przed odpłynięciem Miłosza do odległej Ameryki. Pisania listów z Polski Herbert nie ryzykował – koperta zaadresowana do Berkley czy Montgeron na pewno zostałaby na granicy otwarta, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Pozostawało przekazywanie listów za pośrednictwem podróżujących znajomych, niepraktykowane jednak zbyt często. Autor Pana Cogito spędził poza granicami PRL łącznie co najmniej kilkanaście lat. Nigdy jednak nie zdecydował się na przecięcie związków z krajem i wybór emigracji. W kraju do lat osiemdziesiątych regularnie ukazywały się jego książki. Znamienne, że w paryskiej „Kulturze”, z którą przez lata Herbert utrzymywał bliskie, chociaż niewolne od konfliktów, stosunki, pierwszy wiersz poety ukazał się dopiero
    w 1982 roku.

    Wyobrażam sobie numer „Kultury”, który mógłby ukazać się pod koniec lat sześćdziesiątych lub
    w pierwszych latach kolejnej dekady, numer porównywalny do słynnego wydania pisma z maja 1951 roku, inicjującego dialog Czesława Miłosza z Witoldem Gombrowiczem – jeden z ważniejszych w XX wieku, dialog dialogów, spór sporów. W wyimaginowanym numerze, którego niewyraźną okładkę widzę również na tle paryskiego maja, znalazłoby się po kilka utworów Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta. Prawem starszeństwa autor Rodzinnej Europy miałby pierwszeństwo i może trochę więcej miejsca. Znalazłby się w tym majowym numerze Tren Fortynbrasa (z dokładną, niezaszyfrowaną dedykacją – „dla Czesława Miłosza”), a obok niego Pieśń obywatela. Na pewno Studium przedmiotu i Gucio zaczarowany.
    Z pewnością Pieśń i Prolog. Kilka stronic dalej wyimki z esejów; może jakaś rozmowa, rozbita na trzy głosy. Redaktor Giedroyc zapewnie świetnie by taki numer ułożył. Miał wprawę w reżyserowaniu na kartach miesięcznika wielkich dialogów. Następnie trzy tysiące egzemplarzy pisma drukowanych na papierze biblijnym trafiłoby różnymi kanałami do PRL. To, że numer taki pozostaje imaginacją, wyraża w pełni dramat kultury polskiej. Dialog Miłosza z Gombrowiczem urzeczywistnił się, ale nie został zakończony. Spór Herberta z Miłoszem zakończył się mocnym, dziwnym akordem, lecz nie znalazł właściwej pełni, pozostał w fazie potencjalnej. Dlatego też, jak wszystko, co jawi się próżnią, pozwolił się tak łatwo zmanipulować. Dlatego trzeba nieustannie do niego powracać, sprawdzać fakty, wygładzać sądy. Dlatego trzeba nieustannie go odkłamywać.

    Struktura mojej pracy odpowiada rwanemu przebiegowi sporu, jednocześnie poszukuje w nim spójności i zachowuje jego niecodzienną chronologię. Pierwszy rozdział stanowi wstępne studium postaw poetów (nośników idei, ucieleśnionych typów mentalnych). Mimo, że to Herbert zwykle inicjował
    i prowadził dialog z noblistą, dwa zachowane korespondencyjne spory z 1963 i 1967 roku pozostawiają zupełnie inne wrażenie. Obserwujemy Herberta w wyraźnej defensywie, wielokroć przypieranego do muru, skonfundowanego, ale i potrafiącego się odgryźć, w pozornej pochwale zaszyfrować krytykę. Pierwszy konflikt dotyczył wiersza Studium przedmiotu, a dokładnie rzecz ujmując wyczytanej z utworu
    i skrytykowanej przez Miłosza pochwały abstrakcji i nieistnienia. Wyimki z korespondencji prowadzą do poetyckich realizacji filozoficznego „sporu o istnienie świata” i pokazują, w jaki sposób poeci wchodzili
    w relację z rzeczywistością, przezwyciężali obcość istnienia i niewystarczalność języka. Natomiast o wiele ciekawszy i otwierający szeroką perspektywę spór z 1967 roku okazał się intelektualną łamigłówką nie do złamania, pełną pułapek i fałszywych tropów. Próby jej rozwiązania zaprowadziły mnie do wyeksplikowania sporu o trwałość i znaczenie kulturowego doświadczenia, o postawę wobec dynamizmu procesu historycznego i wobec absurdu egzystencji. W pierwszym rozdziale analizie poddane zostały także zagadnienia regularnie powracające w dialogu poetów, które ponadto znalazły istotne rozwinięcie
    w polemice publicystów: ojczyzna, naród, historia i etyka. Na pierwszy plan wysuwa się problematyka historyczności, która niczym jądro skupia wokół siebie i przyciąga elektrony dialogu. Opozycja Miłoszowej Historii pisanej wielką literą (aczkolwiek chwiejną ręką, z łokciem zanurzanym coraz głębiej w metafizyce) i Herbertowskich „Wielkich Dziadów” jest opozycją zbudowaną na biegunowych typach idealnych, między którymi na przestrzeni całej pracy poszukuję właściwego rozwiązania.

    Drugi rozdział pracy przenosi czytelnika bezpośrednio w polskie lata osiemdziesiąte i wir historycznych wydarzeń, które Polską wstrząsały: sierpień 1980, nagroda Nobla dla Czesława Miłosza, stan wojenny, spór o Hańbę domową. Ale wszystko zaczyna się nietypowo: od pewnej sali konferencyjnej
    w Londynie i pewnego wielce wymownego odczytu o poezji Zbigniewa Herberta i Czesława Miłosza.

    W latach osiemdziesiątych Herbert okrzepł w roli autorytetu moralnego i barda opozycji demokratycznej. Miłosz tryumfalnie powrócił do Polski (na dwa tygodnie), jego książki zaś znów pojawiły się na półkach księgarń. Opisywana w tym rozdziale historia to przede wszystkim historia zbiorowej recepcji postaw i twórczości Zbigniewa Herberta i Czesława Miłosza, zbiorowych oczekiwań, zbiorowej histerii i zbiorowego zawodu. W latach osiemdziesiątych spór poetów po raz pierwszy został ujawniony, skonstruowany i uwewnętrzniony. Ujawnienie nie miało jednak wiele wspólnego z urzeczywistnieniem, przypominało raczej karmienie się fantazmatami. To właśnie lata osiemdziesiąte stworzyły podglebie dla wydarzeń z 1994 roku. Innymi słowy starcie publicystów, upubliczniony konflikt i „zerwanie” muszą być rozpatrywane także w kontekście polskiej „dekady heroicznej”.

    Dwa ostatnie rozdziały pracy w pełni poświęcone zostały skomplikowanej relacji poetów w latach dziewięćdziesiątych. Kluczowy i najsilniej działający na wyobraźnię spór publicystów czytam w możliwie najszerszym kontekście, którego zmienne światło wydobywa co i rusz nowe tego sporu wymiary. Istotnym elementem układanki jest poetycki dialog Zbigniewa Herberta z Czesławem Miłoszem, który zintensyfikował się w tomikach Rovigo i Epilog burzy, a w jego ramach szczególną uwagę zwraca tajemnicze sąsiedztwo dwóch wierszy: Chodasiewicza i Do Czesława Miłosza. Pierwszy z nich powszechnie odczytywano jako paszkwil na Czesława Miłosza, drugi jako elegancką kpinę. Moja interpretacja idzie w innym kierunku. Ponadto starcie publicystów oglądam przez pryzmat publicystycznej aktywności Zbigniewa Herberta, który na łamach „Tygodnika Solidarność” prowadził polityczną krucjatę przeciw elitom III RP. Pozornie niepasujące do siebie elementy spaja przeprowadzona w czwartym rozdziale analiza „ukrytego nurtu” – konstelacji śladów prywatnych relacji między poetami w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Całość zamyka odczytanie publicystycznych dyskusji, które rozgorzały wokół sporu poetów w latach 1994-1996. I jest to niestety historia kolejnego niespełnienia.

    Przypominam sobie zakończenie jednego z piękniejszych, jeżeli nie najpiękniejszego eseju Zbigniewa Herberta Martwa natura z wędzidłem: „Tyle pytań. Nie potrafiłem złamać szyfru”. Czym tak naprawdę był Chodasiewicz? W jaki sposób Herbert odpowiedziałby na Rok myśliwego i co właściwie
    z diariusza Czesława Miłosza wyczytał? Co zdarzyło się w 1967 roku? Co powiedzieli sobie w ostatniej rozmowie telefonicznej? Dlaczego Herbert nie dokończył utworu zaczynającego się od słów „Śnił mi się [znowu] Miłosz”? Nie potrafiłem złamać szyfru. Postawiłem tylko kilka hipotez, przedstawiłem kilka propozycji. Pojawią się nowe publikacje, być może z archiwów wypłyną nowe dokumenty. Spór Zbigniewa Herberta z Czesławem Miłoszem zostanie głębiej odczytany i zajmie należne mu poczesne miejsce
    w historii kultury polskiej, obok krajowej dyskusji Marii Dąbrowskiej z Janem Kottem, obok emigracyjnego dialogu Czesława Miłosza z Witoldem Gombrowiczem. Trzy spory dotyczyły bowiem tego samego, tak ogólnego i istotnego zarazem: miejsca jednostki w historii, która została „spuszczona z łańcucha”. Nie było ważniejszych dyskusji.

     

    Michał Szymański, Instytut Kultury Polskiej, UW

     

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mement.xlx.pl
  • Designed by Finerdesign.com