spoty, ebooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ] 8 Spis treści ROZDZIAŁ 6 Radio to istne piekło, ale i solidny piec Kilka rad dotyczących pracy z trudnym medium 159 ROZDZIAŁ 7 „Toto, mam wrażenie, że już nie pracujemy dla McCann-Erickson” Praca w sytuacji kryzysowej 181 ROZDZIAŁ 8 Tylko dobre giną młodo Wrogowie reklamy 189 ROZDZIAŁ 9 Zadziobany przez kaczki Prezentacja i ochrona Twojej pracy 221 ROZDZIAŁ 10 Dobra teczka czy łom Kilka uwag o tym, jak dostać się do tego biznesu 261 ROZDZIAŁ 11 Robienie butów kontra robienie reklam butów To dobry biznes, czy co? 289 Zalecana lektura 297 Bibliografia 299 Podziękowania 301 Wykorzystane reklamy 303 Skorowidz 305 2 Potrzebujesz tylko ostrego ołówka Kilka refleksji na temat pisania reklam Jaka właściwie jest ta praca? Jako pracownik działu kreatywnego większość czasu spędzisz z nogami na biurku. Naprzeciwko będziesz miał swojego partnera — w moim przypadku jest to grafik, a właściwie jego nogi, bo on będzie robił dokładnie to, co Ty. I będzie gadał o filmach. Szczerze Ci powiem, że ćwierć swojego życia spędzisz z nogami na stole, gadając o filmach. Z reklamą są dwa kłopoty. Po pierwsze już za nią zapłacono, a po drugie już zarezerwowano dla niej miejsce. Wszyscy coraz bardziej na Ciebie naci- skają, a tymczasem Twoja muza najwyraźniej odsypia balangę. Ołówek leży spokojnie na biurku, bo nie ma niczego, co chciałbyś zapisać. Więc gadasz o filmach. Wtedy pojawia się menedżer produktu. To jeden z najważniejszych ludzi w firmie, więc również najważniejszy człowiek dla Ciebie. Jego zadaniem jest przypominanie, co złego może się zdarzyć ludziom z działu kreatywne- go, jeśli się nie wyrobią. Najlepsi menedżerowie produktu nie straszą, tylko wywołują poczucie wi- ny. Patrzą na Ciebie z wyrzutem i próbują Ci wmówić, że celowo przekraczasz 32 Spoty, plakaty i slogany. Jak tworzyć lubiane reklamy termin, żeby się na Tobie zawiedli, choć jeszcze wczoraj opowiadali swoim rodzicom, że jesteś ich idolem. Wtedy bierzesz pióro do ręki i próbujesz coś napisać, ale kończy się tym, że gapisz się na podeszwy swojego partnera, bo tak naprawdę na tym polega praca w tej branży. Właśnie tym się zajmuję od dwudziestu lat. Gapienie się od dziewiątej rano do piątej po południu na podeszwy butów partnera, spoczywające do- kładnie naprzeciwko własnych adidasów — oto istota pracy kierownika działu kreatywnego. W filmach nigdy nie pokazują tej prostej, nudnej i codziennej strony ży- cia kierownika działu kreatywnego. Nie zrozum mnie źle. To jest naprawdę ciężka praca. Są dni, kiedy nic się nie da napisać. Jak pisał Red Smith: „Nic się nie da wymyślić. Pozostaje usiąść przed maszyną do pisania i podciąć sobie żyły” 1 . Tymczasem w filmach pracownicy działu kreatywnego zaspokajają życzenia najważniejszych klientów w przerwie między żartami a biurowym romansem. Gdyby wierzyć Hollywood, to w każdej agencji reklamowej z sufitu zwi- sałaby dziwaczna instalacja, po korytarzach przechadzaliby się kosmicznie wystrojeni ludzie, trawiąc resztki chemikaliów połkniętych na ostatniej im- prezie, a od czasu do czasu pojawiałby się tam sam diabeł. Nic takiego się nie dzieje w prawdziwych agencjach. No przynajmniej nie w tych czterech czy pięciu, w których pracowałem. Nie zrozum mnie źle. Agencja reklamowa to nie bank, ani agencja ubezpie- czeniowa. Oczywiście, że jest tam więcej luzu. Zresztą nie ma w tym nic dziw- nego. Pracują tam zwykle zgrani ludzie, którzy dostają sowite wynagrodzenie za to, że siedzą z nogami na biurku. No i za gadanie o filmach. W takiej pracy nie możesz się nudzić. Jednego tygodnia siedzisz zakopa- ny po uszy w zawiłościach sprzedaży funduszy inwestycyjnych, a następne- go idziesz na wycieczkę do wytwórni jedzenia dla psów, żeby spytać, czym różni się kąsek od kęska. Uczysz się, na czym polega biznes, obserwując setki jego odmian. W filmach i serialach odmalowuje się biznes reklamowy jako jedną wielką szarlatanerię — niepotrzebną narośl na zdrowym ciele kapitalizmu. Szemra- ny interes, w którym niczego tak naprawdę się nie produkuje, którego istota tkwi w tym, aby oszukać klienta i który tak naprawdę niczym się nie różni 1 Za: James Charlton, The Writer’s Quotation Book, A Literary Companion , Penguin, Nowy Jork, 1980, s. 55. 33 Potrzebujesz tylko ostrego ołówka od działalności złotoustego komiwojażera, który sprzedaje gawiedzi lek na wszystko, czyści jej portfele i szybko ucieka, żeby zdążyć na nocny pociąg do Long Island. Dziesięć minut pobytu w prawdziwej agencji wystarczyłoby, aby nawet największego cynika przekonać, że o pracy marketerów nad programem pro- mocji dla klienta można powiedzieć wszystko oprócz tego, że jest szarlatane- rią. W każdym biurze, na każdym piętrze siedzi ktoś, kto się zastanawia, jak zwiększyć wpływy klienta poprzez mądrzejsze wykorzystanie jego aktywów, dokładniejsze sprecyzowanie celów, poszerzenie rynku, a nawet ulepszenie produktu. Te dziesięć minut wystarczyłoby też, aby uświadomić każdemu niedo- wiarkowi, że nie można sprzedać towaru komuś, kto go nie potrzebuje albo nie może sobie na niego pozwolić, i że żadna reklama nie uratuje kiepskiego produktu. Przez te dziesięć minut łatwo można byłoby się też przekonać, że w agen- cjach nie ma żadnego tajnego pomieszczenia, w którym wyrachowani artyści komponują wizerunek trupiej czaszki ze zdjęciem kostki lodu, nie ma żad- nego dodatkowego budżetu na łapówki dla decydentów z wielkich firm ani wielkiego stołu w pokoju konferencyjnym, na którym pracownicy uprawiają seks podczas noworocznego przyjęcia (no, to ostatnie to może nienajlepszy przykład). Reklama nie jest efektem zdegenerowania się biznesu. To jeden z najważ- niejszych trybików w mechanizmie, jakim jest współczesna gospodarka, dzięki której cieszymy się najwyższym standardem życia w historii. Na przykład Coca Cola Light, którą wypiłeś na godzinę przed kupieniem tej książki, to tylko jeden z 30 000 sukcesów odniesionych wskutek działania połączonych sił działów marketingu i agencji reklamowych, dzięki czemu powstał nowy produkt, a co za tym idzie, również nowe miejsca pracy. Cola Light nie powstała sama z siebie. Coca-Cola nie wypuściła jej na rynek ot tak, z nadzieją, że ktoś to kupi. Gdyby zrobiono to bezmyślnie, nowa marka mogłaby pożreć starą albo stałaby się jednym z wielu ciekawych produktów, które wycofano z rynku pół roku po starcie. Coca-Colę i jej agencję SSCB kosztowało mnóstwo wysiłku zbadanie rynku, pozycjonowanie, stworzenie odpowiedniej nazwy i opakowania, a wreszcie wypuszczenie pierwszej partii wartej miliard dolarów. Czy tego chcesz, czy nie, reklama jest dźwignią handlu. Jest także odręb- ną gałęzią gospodarki. Co więcej, wiele branż nie istniałoby bez reklamy. Ale dlaczego większość reklam jest do kitu, tego nikt nie dojdzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmement.xlx.pl
|